środa, 12 listopada 2014

Krakowskie fotomiejscówki #5 Koszary na Rakowickiej

Na początek garść informacji na temat kolejnego miejsca, które odwiedziliśmy. Koszary im. Arcyksięcia Leopolda Salwatora znajdują się przy ulicy Rakowickiej. Ich budowa była formą wykupienia wzgórza wawelskiego z rąk austriackich. W skład zespołu wchodzą koszary artylerii, zbrojownia i magazyny.

Obecnie jedna część budynków jest łatwo dostępna, służy za letnie mieszkania bezdomnym; druga z największymi kilkupiętrowymi budynkami należy do rąk prywatnych; trzecia znajduje się pod kontrolą Agencji Mienia Wojskowego, jest odgrodzona i strzeżona.

Eksploracja miała miejsce latem 2013 r. Miejsce raczej bezpieczne do zwiedzania, odradzam jednak wchodzenie na poddasza i strychy, ponieważ pod warstwą śmieci, gałęzi i trawy podłoga jest mocno podziurawiona. Przed pójściem do koszar czytałam opinie o nachalności bezdomnych i atakach amatorów różnych używek. Nas nic złego nie spotkało z ich strony. No, chłopaków trochę pies przestraszył ;)























Tradycyjnie szukam osób chętnych do odwiedzania podobnych miejsc na terenie Krakowa i województwa.

piątek, 1 sierpnia 2014

Sesja portretowa z Justyną

Przełom wiosny i lata, urocza modelka, kapelusz, kwiaty, naprędce sklecony wianek (mogłybyśmy złożyć patent na nowatorski sposób złączenia gałęzi krzewu). Oto przepis na udane zdjęcia. Justynka to dziewczę z olbrzymim potencjałem. Bez wysiłku osiągnęłyśmy satysfakcjonujący rezultat. Cenię sobie takie spotkania. Nie dość, że sesja ładna to czas miło spędzony z inteligentną osobą. I znajomość utrzymana po oddaniu zdjęć.

Bez najmniejszych wątpliwości oświadczam, że to nie było nasze ostatnie spotkanie!









poniedziałek, 14 lipca 2014

Portret Eweliny. Z krainy czarów.

Widziałam, że napiszę dziś posta, planowałam pokazać pewną sesję, ale w trakcie przekopywania się przez kolejne foldery znalazłam jedno z moich ulubionych zdjęć. Prosty portret dziewczyny stojącej wśród sterczących z tła białych kwiatów. Zdjęcie zrobiłam wczesną wiosną. Było słonecznie, ale zimno. Trafiłam na wytrwałą modelkę, która dzielnie spełniała moje prośby. Spotkałyśmy się m.in. by zrobić to ujęcie, a niewiele mam takich w swoim dorobku "artystycznym", z góry założonych, dokładnie zaplanowanych. 

Zdjęć z sesji jest oczywiście dużo więcej. Są utrzymane w zielono-różowej dominancie, z niskim kontrastem. Przeglądając je doszłam do wniosku, że wcale nie o to mi chodziło. Dziś, patrząc na ten portret w wersji surowej zrozumiałam, że niepotrzebnie zamaskowałam największe jego zalety. Zrobiłam postprodukcję jeszcze raz i oto, co uzyskałam: taką Ewelinę, jaką widziałam tego chłodnego poranka. Trochę zmarzniętą, mimo padających na twarz słonecznych promieni, zatopioną w kwiatach, mimo że jej nie dotykają. Jakoś tak baśniowo mi wyszło. Teraz lubię to zdjęcie jeszcze bardziej.



poniedziałek, 2 czerwca 2014

Sesja portretowa z Marzeną

Gdyby ktoś oceniał moją fotograficzną aktywność wyłącznie po częstotliwości publikacji na blogu doszedłby do wniosku, że aparat od bardzo dawna leży i porasta mchem. Tymczasem jest odwrotnie. W kolejce do publikacji czeka kilka sesji. 

Fakt faktem, w najładniejszym okresie roku, na początku wiosny miałam nie lada problem ze znalezieniem interesującej i odpowiedzialnej modelki. Zwykle szukam ich na dwa lub trzy tygodnie do przodu, najczęściej po dwie na weekend lub inny wolny dzień. Okres posuchy trwał około miesiąca. Daje to cztery tygodnie po jedną-dwie zaplanowane sesje. W tym czasie nie doszło do skutku spotkanie z żadną z dziewczyn. Wszystkie na początku jednakowo chętne, głowy pełne pomysłów, maile pełne entuzjazmu. I tak, w najlepszym razie zdjęcia zostały odwołane na wieczór przed. W takiej sytuacji da się jeszcze zaplanować dzień inaczej. W najgorszym razie kontakt z modelką urywał się dzień przed lub z rana wyznaczonego dnia. Trudniej zmienić plan dnia, kiedy czeka się na "może jeszcze zadzwoni"... (ehe). Jedna z modelek wysłała SMS o rezygnacji ze zdjęć na 30 min przed ich rozpoczęciem, bez podania żadnego powodu. W ciągu tych kilku tygodni na moją osobistą czarną listę bez możliwości rehabilitacji trafiło sześć dziewczyn.

Dość już jednak poświęcania uwagi niewłaściwym osobom. Gwiazdą dzisiejszego wpisu jest Marzena, dziewczyna o plastycznej mimice, nie bojąca się użyć jej do wyrażenia emocji. Pracowało mi się z nią bardzo dobrze od samego początku. Odkryłyśmy razem nowe kadry z miejsca, w którym już kiedyś zrobiłam zdjęcia, ale tym razem pokazałam je od innej strony. Miałyśmy w planach zrobienie kilku zdjęć więcej w ogrodzie Pałacu Montelupich. Na miejscu stało się jasne, że nam się to nie uda. Ogród, amfiteatr i fasada budynku są mniej okazałe, niż można się spodziewać po obejrzeniu zdjęć satelitarnych. Na ścianach napis na napisie, amfiteatr zarośnięty, na co drugim stopniu śmieć, przybudówki i park pełne panów o podejrzanej aparycji i butelką fioletowego płynu pod pachą. A można by zrobić z tego piękne rekreacyjne miejsce dla krakowian!

Oto co udało nam się stworzyć.






I trochę inaczej.

środa, 12 marca 2014

Krakowskie fotomiejscówki #4 - Lokomotywownia Płaszów - plener fotograficzny - sesja z Martyną

Systematyczność nigdy nie była moją mocną stroną (kalendarz treningów z Ewą Chodakowską stanowi koronny dowód), dlatego od dawna nie publikowałam niczego nowego. Było to poniekąd związane z frustrującym okresem przerwy pomiędzy zakończeniem jednej a podjęciem następnej pracy. Brak produktywności w tym czasie postaram się dzisiaj nadrobić nowym postem dotyczącym kolejnego fascynującego, niepopularnego miejsca w Krakowie - i to w trzech odsłonach.

Odsłona pierwsza

Lokomotywownia (lub parowozownia) w Płaszowie. Miejsce, o którym niewiele osób wie, mało kto był. Zespół budynków i budowli składających się na lokomotywownię zaczął powstawać w 1927 r. i był sukcesywnie powiększany do początku lat 40-tych. Kompleks obejmuje biurowce, budynki techniczne, wiaty oraz dwie duże hale wachlarzowe leżące naprzeciwko siebie, a między nimi obrotnica.

Do lokomotywowni najprościej dojść od ul. Prokocimskiej (za budynkiem Poczty Polskiej i Telefoniki) lub Kolejowej (przecznica od ul. Bieżanowskiej). Wchodząc od strony zachodniej najpierw mijamy lokomotywę i kilka wagonów. Część torów jest w użyciu, więc trzeba uważać na przejeżdżające pociągi. 

Wycieczka odbyła się na początku stycznia, w dzień wolny od pracy, przed południem. Było to spontaniczne, zorganizowane w ostatniej chwili spotkanie fotograficzno-plenerowe grupy fotografów i modelek.



Do niektórych wagonów można wejść, ale wcześniej lepiej sprawdzić czy nie ma w nich lokatorów. Jeden czy dwa są tak zaśmiecone, że nie ma sensu do nich zaglądać. Wagon na zdjęciu poniżej stoi na skrajnym torze od strony północnej. Sąsiaduje z czynnymi budynkami kolejowymi. Jako jedyny nadaje się na ciekawe ujęcia z modelką (co wykorzystałam kilka tygodni później, z niezłym skutkiem).


 
Minąwszy stare wagony zaczyna się lokomotywownia właściwa. 


Dostęp do pierwszego wachlarza hangarów jest niczym nieograniczony, przynajmniej jeśli chodzi o zewnątrz. Do środka można się dostać o ile ktoś wyłamie drzwi. Tego nie próbowaliśmy, ale wiem, że są tacy, którzy dostęp do hal czynią swobodnym, jednak dziury są szybko łatane przed nadejściem kolejnych grup eksploratorskich ;) 

Druga hala jest ciągle w użytku. W tygodniu krążą wokół niej pracownicy, a w weekendy stróże, dlatego raczej nie ma sensu nadużywać ich cierpliwości. Nieprawdą jest jednak, że teren lokomotywowni patrolowany jest przez SOK i takie wycieczki jak nasza kończą się mandatem. Gdzieś wyczytałam podobne rewelacje, dlatego odwlekałam eksplorację, czego żałuję. Najlepiej mniej siedzieć na forach o opuszczonych miejscach, a więcej w takie miejsca chodzić.


Obrotnica i otaczające ją wejścia do hali to chyba najciekawsze miejsce na zdjęcia. 


Chociaż kabina sterowania wygląda jak niżej, tj. na nieczynną, urządzenie chyba nadal jest lub bywa używane, ponieważ podczas drugiej sesji, jaką tam robiłam kilka tygodni później platforma zmieniła położenie. Może jest to robione ręcznie?





 
 Odsłona druga

Backstage sesji. Początkowo wyraziłam chęć udziału w wycieczce, by sprawdzić lokomotywownię pod kątem ewentualnych przyszłych sesji z modelkami i zrobić kilka zdjęć samego miejsca na bloga. Jednakże nie mogłam nie skorzystać z okazji i nie zrobić też zdjęć wydarzenia i modelingowych. 

W tym miejscu pragnę złożyć podziękowania i wyrazy sympatii uczestnikom pleneru: 
Ania Wilk-Siedlik - fotograf, stylistka i makijażystka w jednym (skarb!)
Dominik Tomczyk - fotograf
Katarzyna Pętlak-Długosz - modelka
Mariusz Stryczek - fotograf
Martyna Pawłowska-Dymek - modelka
Przemek Szal - fotograf






 

No to co by nie było, że nic nie robiłam ;)



Odsłona trzecia

Wisienka na torcie. Pierwsze i nie ostatnie spotkanie z Martyną. Chronologia nakazywała jednak, bym najpierw pokazała Wam te zdjęcia.