środa, 12 marca 2014

Krakowskie fotomiejscówki #4 - Lokomotywownia Płaszów - plener fotograficzny - sesja z Martyną

Systematyczność nigdy nie była moją mocną stroną (kalendarz treningów z Ewą Chodakowską stanowi koronny dowód), dlatego od dawna nie publikowałam niczego nowego. Było to poniekąd związane z frustrującym okresem przerwy pomiędzy zakończeniem jednej a podjęciem następnej pracy. Brak produktywności w tym czasie postaram się dzisiaj nadrobić nowym postem dotyczącym kolejnego fascynującego, niepopularnego miejsca w Krakowie - i to w trzech odsłonach.

Odsłona pierwsza

Lokomotywownia (lub parowozownia) w Płaszowie. Miejsce, o którym niewiele osób wie, mało kto był. Zespół budynków i budowli składających się na lokomotywownię zaczął powstawać w 1927 r. i był sukcesywnie powiększany do początku lat 40-tych. Kompleks obejmuje biurowce, budynki techniczne, wiaty oraz dwie duże hale wachlarzowe leżące naprzeciwko siebie, a między nimi obrotnica.

Do lokomotywowni najprościej dojść od ul. Prokocimskiej (za budynkiem Poczty Polskiej i Telefoniki) lub Kolejowej (przecznica od ul. Bieżanowskiej). Wchodząc od strony zachodniej najpierw mijamy lokomotywę i kilka wagonów. Część torów jest w użyciu, więc trzeba uważać na przejeżdżające pociągi. 

Wycieczka odbyła się na początku stycznia, w dzień wolny od pracy, przed południem. Było to spontaniczne, zorganizowane w ostatniej chwili spotkanie fotograficzno-plenerowe grupy fotografów i modelek.



Do niektórych wagonów można wejść, ale wcześniej lepiej sprawdzić czy nie ma w nich lokatorów. Jeden czy dwa są tak zaśmiecone, że nie ma sensu do nich zaglądać. Wagon na zdjęciu poniżej stoi na skrajnym torze od strony północnej. Sąsiaduje z czynnymi budynkami kolejowymi. Jako jedyny nadaje się na ciekawe ujęcia z modelką (co wykorzystałam kilka tygodni później, z niezłym skutkiem).


 
Minąwszy stare wagony zaczyna się lokomotywownia właściwa. 


Dostęp do pierwszego wachlarza hangarów jest niczym nieograniczony, przynajmniej jeśli chodzi o zewnątrz. Do środka można się dostać o ile ktoś wyłamie drzwi. Tego nie próbowaliśmy, ale wiem, że są tacy, którzy dostęp do hal czynią swobodnym, jednak dziury są szybko łatane przed nadejściem kolejnych grup eksploratorskich ;) 

Druga hala jest ciągle w użytku. W tygodniu krążą wokół niej pracownicy, a w weekendy stróże, dlatego raczej nie ma sensu nadużywać ich cierpliwości. Nieprawdą jest jednak, że teren lokomotywowni patrolowany jest przez SOK i takie wycieczki jak nasza kończą się mandatem. Gdzieś wyczytałam podobne rewelacje, dlatego odwlekałam eksplorację, czego żałuję. Najlepiej mniej siedzieć na forach o opuszczonych miejscach, a więcej w takie miejsca chodzić.


Obrotnica i otaczające ją wejścia do hali to chyba najciekawsze miejsce na zdjęcia. 


Chociaż kabina sterowania wygląda jak niżej, tj. na nieczynną, urządzenie chyba nadal jest lub bywa używane, ponieważ podczas drugiej sesji, jaką tam robiłam kilka tygodni później platforma zmieniła położenie. Może jest to robione ręcznie?





 
 Odsłona druga

Backstage sesji. Początkowo wyraziłam chęć udziału w wycieczce, by sprawdzić lokomotywownię pod kątem ewentualnych przyszłych sesji z modelkami i zrobić kilka zdjęć samego miejsca na bloga. Jednakże nie mogłam nie skorzystać z okazji i nie zrobić też zdjęć wydarzenia i modelingowych. 

W tym miejscu pragnę złożyć podziękowania i wyrazy sympatii uczestnikom pleneru: 
Ania Wilk-Siedlik - fotograf, stylistka i makijażystka w jednym (skarb!)
Dominik Tomczyk - fotograf
Katarzyna Pętlak-Długosz - modelka
Mariusz Stryczek - fotograf
Martyna Pawłowska-Dymek - modelka
Przemek Szal - fotograf






 

No to co by nie było, że nic nie robiłam ;)



Odsłona trzecia

Wisienka na torcie. Pierwsze i nie ostatnie spotkanie z Martyną. Chronologia nakazywała jednak, bym najpierw pokazała Wam te zdjęcia.








1 komentarz:

  1. Tę czarnowłosą panią fotograf pamiętam ze studiów! :)
    Też chcę się tam wybrać pofocić...

    OdpowiedzUsuń