poniedziałek, 16 września 2013

Sesja plenerowa z Asią - część pierwsza

Kiedy wychodziłam rano na spotkanie z Asią nie sądziłam, że część zdjęć uda nam się wykonać na dachu Muzeum Sztuki Współczesnej. Nie wiem na ile nasze wtargnięcie nań było uprawnione, ale pracownik biura, który nas zauważył nie okazał, że ma coś przeciwko. Przy najbliższej okazji zamierzam tam wrócić i sprawdzić czy wejście na dach zawsze jest otwarte.








wtorek, 10 września 2013

Krakowskie fotomiejscówki #2

Fotograficzno-towarzyska grupa eksploracyjna tym razem wybrała się na spacer w okolice Cichego Kącika do zabudowań dawnych basenów Cracovii mieszczących się pod adresem Alei 3 Maja.


W niebezpiecznej - mniej grożącej utopieniem, a bardziej wystraszeniem się na śmierć, o czym później - wyprawie wzięli udział: ja Monika, aparat fotograficzny i dwóch dobrych ludzi - Paweł i Mariusz. Oto męska część ekipy.


Według informacji, które znalazłam w internecie przynajmniej od czterech lat pojawiają się mniej lub bardziej konkretne plany zagospodarowania na nowo opuszczonego i zaniedbanego terenu, na którym niegdyś znajdowały się budynki użyteczności sportowej, baseny, szatnie i mieszkania. Plany te przewidują zrównanie z ziemią ostałych zabudowań, co stało się już z częścią basenów i powstanie w ich miejsce nowych budynków mieszczących siłownię, SPA, gabinety lekarskie, punkty gastronomiczne, hotel, a także korty tenisowe. Podobno jedyną przeszkodą jest brak pieniędzy.

Budynek przy bramie wejściowej, dokładnie na przeciw Błoń zaraz obok pętli tramwajowej wygląda naprawdę okazale. Nie jest duży, ale jest bardzo ładny.




Teren basenu jest niestrzeżony, mimo oznaczeń pewnej firmy ochroniarskiej. Wiedzie do niego obrośnięta bluszczem, otwarta brama,


...która od wewnątrz wygląda tak. Z tego punktu widzenia po lewej stronie znajduje się widoczny z ulicy piętrowy budynek podzielony na część użytkową i mieszkalną, z toaletami i piwnicami, po prawej drugi, którego nie udało nam się do końca sprawdzić. Ale o tym później.


Wyższy budynek od strony północnej wygląda w ten sposób. Znajduje się na nim logo PDT, najwidoczniej służące jako reklama.


Do budynku można wejść od strony ulicy jak i z wnętrza parceli, po schodkach.


Wnętrza są zawilgocone i zgrzybiałe. Do toalet radzę nie zaglądać.


Mimo że tapeta odchodzi od ścian jakimś cudem zachowały się plakaty i wycinki z gazet.


Przejścia do niektórych pomieszczeń zostały zamurowane, ale można śmiało korzystać z dziur w ścianach i okien, w których już dawno nie ma szyb.



Z tego pomieszczenia istnieje możliwość przejścia do drugiej części budynku. Ja nie odważyłam się skorzystać z drzwi po prawej stronie, mimo że pokój z okrągłym oknem z daleka wyglądał obiecująco, ponieważ zaraz nad głową zwisały kawałki oberwanej podłogi. Wolałam nie ryzykować utknięcia w takim miejscu. Zwłaszcza, że  - jak się później okazało - nie byliśmy sami.



Po zwiedzeniu głównego budynku zaczęłam iść w stronę drugiego, o super zapuszczonej, obskurnej, obrośniętej roślinami ścianie. Ledwo włożyłam głowę za próg, kiedy zauważyłam w ciemnym wnętrzu jakieś poruszenie. Odsunęłam się przestraszona niespodziewaną obecnością kogoś obcego. Kiedy ja nie mogłam opanować szybko bijącego serca, starszy pan w różowej koszuli - a może to był sweter? - zdążył się już wyłonić z mroku wyraźnie ubawiony moim przerażeniem. Był to prawdopodobnie sezonowy dziki lokator tego miejsca, jednak jako że wyglądał na dość ogarniętego i był trzeźwy chwilę z nim porozmawialiśmy. Opowiedział nam, co gdzie się znajdowało, że z wszystkich basenów nie został zasypany tylko jeden i jak dojść do reszty starego kompleksu. 


Do basenu da się wygodnie podejść tylko w jednym miejscu. Reszta jest porośnięta wszelkiego rodzaju bujną roślinnością. Jak widać w niecce gromadzi się woda, a w niej najróżniejsze śmieci.


Na wpół utopiona laleczka sprawia paraliżujące wrażenie.


Basen ma i żywych mieszkańców.


Wzdłuż basenu wiedzie wyłożona betonowymi płytami ścieżka do długiej, zadaszonej budowli.



Pomimo pewnych uszkodzeń dach sprawiał wrażenie niegrożącego zawaleniem w ciągu najbliższych minut, w czasie których się pod nim znajdowaliśmy.




W Krakowie jest coraz mniej podobnych miejsc. Część z nich w najbliższej przyszłości podzieli los Prefabetu, czyli przez kolejne kilka lat kompletnie nic się z nimi nie stanie, nie zostaną wyburzone, a w ich miejsce nie powstanie nic mniej lub bardziej potrzebnego miastu, ale zostaną odgrodzone, zabezpieczone i firmy ochroniarskie będą pilnować, by nikt się do nich nie przedostał. Warto więc poznać takie miejsca, póki jeszcze są.

poniedziałek, 2 września 2013

Sesja narzeczeńska Kingi i Łukasza

Tematem niniejszego posta jest dwoje zakochanych ludzi, moich znajomych, którzy przed zawarciem związku małżeńskiego pragnęli sprawdzić, czy dobrze razem wyglądają na zdjęciach ;)
Sesja trwała około pięciu godzin, czego powodem była przede wszystkim konieczność przemieszczania się w różne miejsca. Chcieliśmy zacząć z samego rana od cudownych okoliczności krakowskiego Zakrzówka, który został stworzony do celów sesji narzeczeńskich, jednak po złamaniu kilku zakazów i przedarciu się przez zasieki okazało się, że nie pokonamy ostatniego etapu - stanowczości pana z ochrony. Na szczęście Zakrzówek to nie jedyne ładne miejsce w Krakowie.
Część zdjęć odbyła się nad zalewem Bagry, część w centrum miasta (z przerwą na pyszne francuskie śniadanie) i w dość nietypowym miejscu, jakim jest podziemne przejście nieopodal dużej galerii handlowej. Wykonanie ostatniej grupy zdjęć wiązało się z nieprzychylnymi spojrzeniami przechodniów skierowanymi zarówno w stronę fotografa (jak śmie robić mi zdjęcie!?) jak i samej pary (jak śmią się obściskiwać w publicznym miejscu?!), ale także głupawymi żarcikami. Czego jednak się nie robi, by mieć niezłą pamiątkę? Najbardziej rozbawił mnie chłopak, który widząc aparat stojący na statywie powiedział: "Krótki masz ten obiektyw, znam się na tym, jestem fotografem" :D
Ogólnie rzecz biorąc para biorąca udział w sesji narzeczeńskiej musi się liczyć z koniecznością wczesnej pobudki, wchodzeniem tam, gdzie w innych okolicznościach nigdy by się nie weszło, zwłaszcza w szpilkach (wystające z wody kamienie, opuszczone rudery służące za przebieralnie), czy ściąganiem spodni na parkingu ;)