wtorek, 26 marca 2013

Łapanie styczniowych promieni słońca z Agnieszką

Ze zgrozą stwierdzam, że od ostatniego posta minęło niemal półtora miesiąca, jednak wyrzuty sumienia nie gryzą mnie z dwóch powodów: po pierwsze w moim życiu nastąpiła dość ważna zmiana, po drugie, co ma ma bezpośredni związek z edukacją fotograficzną - nie próżnowałam w tym czasie.

W połowie lutego udało mi się dostać na staż do jednej z dwóch najbardziej nienawidzonych przez ludzi instytucji państwowych (drugą jest ZUS). Dodam, że jest to instytucja budżetowa. Mam autentyczną szansę wiele się nauczyć i rozwinąć. Po godzinach realizuję się w dziedzinie fotografii; niestety, póki pogoda jest tak zmienna, że rano nie da się przewidzieć czy popołudniu będzie padać śnieg czy deszcz, czy jeszcze co innego - najczęściej teoretycznie. Udało mi się jednak wykonać bardzo ciekawą sesję z początkującą blogerką modową, z którą mam w planach dalszą owocną współpracę. Na razie nie wiem czy zdjęcia z tej sesji wcześniej trafią na jej bloga czy na mojego, jako że mam do nadrobienia trochę zaległości.

A poniżej znajdują się zdjęcia z jednej z sesji styczniowych.

Agnieszkę poznałam przez Internet. Odpowiedziała na moje ogłoszenie (oferta wykonania zimowej sesji plenerowej cieszyła się zainteresowaniem, którego się nie spodziewałam). Prognozy przewidywały dzień chłodny i pochmurny. W ciągu pierwszych trzydziestu minut zdjęć pojawiło się piękne, mocne słońce, co dla mnie, jako dla osoby fotografującej stanowiło wyzwanie, któremu moim zdaniem podołałam. 


Agnieszka zabrała ze sobą torbę ubrań. Chętnie współpracowała i słuchała moich wskazówek. Dobrze się bawiłyśmy. Złapałyśmy dobry kontakt. Jeśli mnie pamięć nie myli spędziłyśmy razem około dwóch godzin spacerując po Krzemionkach i szukając kadrów we wdzięcznym parku im. Bednarskiego, na stadionie Korony, ruinach, które znajdują się w lasku za trybunami i na starym, zarośniętym boisku do piłki nożnej.


Modelka była zadowolona ze zdjęć, a mnie szczególną satysfakcją napawał fakt, że ani iskrząca biel śniegu, ani oślepiające południowe słońce nie okazały się przeszkodą. 


Kilka dni później umówiłam się z młodą, sprawiającą wrażenie otwartej i pomysłowej dziewczyną, z którą chciałam zrealizować sesję w nowo odkrytym, rewelacyjnym miejscu. Wcześniej już pozowała w studiu i teraz była zdecydowana na przygodę z plenerem. Dzień miał być słoneczny, ale mroźny, dlatego wybrałyśmy wczesną porę, by światło było jak najmiększe. Liczyłam na zimowo-poranną mgłę. Moje oczekiwania się spełniły. Aura była idealna. Szkoda, że dopiero w drodze na miejsce dostałam wiadomość, że modeleczka nocną porą wybyła, zapiła, wróciła do domu trzy godziny przed planowanym spotkaniem, ostatecznie mogłaby się wybrać, ale z powodu syndromu dnia następnego wygląda koszmarnie i ma wątpliwości jak to wpłynie na zdjęcia. 
Sesja nie odbyła się ani wtedy, ani nigdy. Zastanawiam się czy jej kac był w połowie tak silny jak moja irytacja...