sobota, 17 listopada 2012

O dorosłym życiu słów kilka

Słoneczne, acz chłodne jesienne dni już chyba za nami i takie widoki pozostają miłym wspomnieniem. Trudno uwierzyć, że w większości supermarketów sezon świąteczny już w pełni. I to nie, że na półkach ozdoby, łańcuchy i promocje na zabawki. W jednym z nich spotkałam ubraną choinkę.


Aby podtrzymać dobry, jeszcze nie świąteczny, nastrój polecam picie zielonej herbaty i yerba mate. Odkąd się przeprowadziłam, nie udało mi się przywieźć do nowego mieszkania zestawu do parzenia tego świetnego specyfiku i niedługo zapomnę o jego szerokim, zbawiennym i przy tym całkiem legalnym działaniu. 


Abstrahując od tematu otaczającej aury - by nikt mi nie zarzucił, że jak na rasowym fanpage'u piszę tylko o tym, jak jest zimno i że weekend - chciałam podzielić się z Wami moim nowym doświadczeniem, inicjacją wprowadzającą młodego człowieka w dorosłe życie.
Byłam ostatnio w urzędzie pracy. Kiedy udało mi się odnaleźć odpowiednią jednostkę (odpowiedzialną za rejestrację bezrobotnych notabene), widząc tłumek ludzi zgromadzonych na powierzchni 2 m kw. w maleńkim przedsionku i na schodach, trzymających dziwne dokumenty i formularze, których ja nie posiadałam, opuściłam ją w pośpiechu. Następnego dnia, bardziej zorientowana, dokonałam drugiego podejścia, które zakończyło się sukcesem. Jeżeli sukcesem można nazwać podniesienie statystyk. W sytuacjach, w których właściwie nic ode mnie nie zależy, nie irytuję się i nie szukam winnych. Grzecznie czekam na swoją kolej, by jak najszybciej załatwić daną sprawę. Przy okazji obserwuję. Z obserwacji relacji klient urzędu - pracownik wynika, że: - klienci są nadzwyczaj wulgarnymi osobami, - pracownicy są bezdusznymi biurokratami, których hobby jest dręczenie klientów i dostarczanie pobliskiemu punktu ksero dodatkowych dochodów (to zdaniem klientów, oczywiście). - klienci znają kodeks pracy lepiej od wyszkolonej kadry urzędniczej, - wyszkolona kadra urzędnicza, owszem, parzy kawę co kwadrans, ale śliwek w czekoladzie nie widziałam, - klient nigdy nie zajmuje swego miejsca w kolejce, wybierze takie, gdzie akurat zrobiło się trochę luźniej i istnieje możliwość pospolitego wepchania się przed innych.
A ja, podobnie jak w kolejce do lekarza, odczekałam swoje, a rozmowa z pracownikiem trwała trzy razy krócej niż innych. Nie narzekałam na zdrowie, życie, pogodę i polityków. Pozwoliłam sobie tylko na obśmianie zawartości ankiety dotyczącej doświadczenia i predyspozycji zawodowych, która składała się z dość abstrakcyjnych, niepotrzebnych pytań, w dodatku tak sformułowanych, żeby nikt nie wiedział, o co chodzi. Prawo trudno zmienić. Za to łatwiej uchronić kilka drzew przed zmieleniem na papier na durne ankiety.
A drzewa takie ładne... były jeszcze tydzień temu.


2 komentarze:

  1. Mairaus I i Ostatnia18 listopada 2012 13:37

    Lubię Twoje podejście :D Bardzo ładne zdjęcia, na pewno będę wpadać na bloga :)

    OdpowiedzUsuń