wtorek, 23 października 2012

Historia jednego kota

Jest sobie kot. Kot ten ma na imię Maciej. Maciej mieszka z nami.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Maćka mieścił się na otwartej dłoni. Był ślepy i cichym popiskiwaniem żądał, żeby oddać go pod ciepłe futerko mamy.

Kiedy drugi raz zobaczyłam Maćka, był tylko trochę większy i bardzo nieśmiały. Wtedy pojawił się pomysł, by zabrać go ze sobą i uczynić lokatorem.

Za trzecim razem Maćkowi został przedstawiony niebieski, plastikowy potwór o szorstkiej nazwie transporter. O ile jego mama prawie natychmiast spenetrowała nowe, nieznane, ale za to ciasne i ciemne miejsce, Maciej obserwował je z dystansu. Nie było czasu na przyzwyczajenie go do transportera, dlatego w czasie podróży zapalczywie usiłował rozgryźć (dosłownie) zasadę funkcjonowania zamka. W pociągu wzięliśmy go na kolana, żeby mógł się uspokoić. Z zainteresowaniem oglądał wielki świat za oknem.

Zaraz po przyjeździe do nowego domu obwąchał wszystkie kąty, wytarł kurze nagromadzone w ciasnych i ciemnych zakamarkach mieszkania, i zasnął. Przez kilka pierwszych dni atakował własne odbicie w lustrze, strosząc sierść na grzbiecie. Często atakował je zbyt gwałtownie, co kończyło się bolącym noskiem i chwilą zamroczenia. Trochę smutno było patrzeć jak próbował obejść szafę, w której drzwiach znajduje się lustro, by znaleźć tego drugiego kotka.

Od początku znajomości Maciej daje do zrozumienia, że to on ustala warunki, zwłaszcza dotyczące czasu na zabawę i jej form. Otóż czas na zabawę jest zawsze. Forma również zawsze jest ta sama - gryzienie i drapanie. Innym razem drapanie i gryzienie. Najlepszym kompanem do zabawy są ręce - ciepłe, mobilne i podatne na zadrapania. Tylko czasem wybiera zimny, nieruchomy drapak wyposażony we włochate pomponiki.

Maciej każdego dnia rozwija swoje kocie instynkty. Lubi skradać się za ludźmi, by znienacka objąć łapkami ich nogi. Czasem, kiedy słyszy, że ktoś nadchodzi, skrywa się za rogiem, by w pierwszej możliwej chwili zza niego wyskoczyć z wyeksponowanymi pazurkami i miną mordercy. Jest urodzonym myśliwym, ale poza częściami ciała i kawałkami sznurków ma możliwość polowania tylko na muchy i inne owady, które wlecą przez otwarte okno. Na szczęście przywyknął do swojego lustrzanego odbicia i już sam siebie nie sabotuje. A bywało to przekomiczne ;]


To pierwszy, ale z całą pewnością nie ostatni post o naszym kocie. Pomimo swojej ruchliwości i nieprzewidywalności jest wdzięcznym obiektem do fotografowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz